Małe chomicze zboczenie

Jako, że kolejne "recenzje" są dopiero w powijakach chciałabym w międzyczasie napisać o moim małym książkowym bziku. Wiecie jaka jest pierwsza rzecz, na którą zwracam uwagę, przy zakupie kolejnej książki do mojej biblioteczki? (fanfary :P) Liczba stron. Tak, wiem - wydawałoby się, że co to ma do rzeczy itd.

Otóż nie wiedzieć dlaczego widząc opasły, przykładowo 600-stronicowy tom czuję niewytłumaczalną ekscytację i zakładam, że taka książka będzie na pewno lepsza i ciekawsza od tej np. zaledwie 200-stronicowej. Być może jest to spowodowane jakimś podświadomym założeniem, że "grubość" powieści świadczy na korzyść jej autora, który widocznie miał dużo do powiedzenia i przekazania czytelnikowi. "Ten gość, to się naprawdę poświęcił tej sprawie. Włożył w nią na pewno dużo serca i wysiłku. Aż nie mogę się doczekać, żeby sprawdzić, cóż on tam takiego kreatywnego naskrobał."

Kolejny argumentem przemawiającym za moją dziwną fanaberią jest fakt, iż zakładając, że książka jest naprawdę dobra i będę ją "pochłaniała" z wielką radością, to przynajmniej będę mogła się nią dłużej nacieszyć. Ta przyjemność nie skończy się jednego wieczoru, lecz będzie trwała przynajmniej kilka, a ja w tym czasie nie będę się musiała ograniczać w czytaniu, żeby ją sobie wydłużyć.

Oczywiście reguła ta nie zawsze się sprawdza i jest w sumie niezależnym kryterium od jakości samej prozy, ale nie mniej jednak zawsze znacząco zwraca moją uwagę. Jestem podwójnie szczęśliwa, gdy dowiaduję się, że książka, której poszukuję/zamierzam kupić/wypożyczyć et cetera tj dochodząc do sedna - taka, którą zamierzam PRZECZYTAĆ, ponieważ... i znowu lista może być długa (od reklamy w szeroko pojętych mediach, przez polecenie, czy też obejrzaną ekranizację itd) zawiera naprawdę duuuużo słów i dużo kartek do przerzucenia :D

Jestem ciekawa, czy inni miłośnicy książek mają podobne zboczenia?? Być może nie jestem osamotniona ;)

Komentarze

  1. O tak, ja robię dokładnie to samo :) Więcej stron = więcej czytania = dłuższa chwila z książką <3 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, po przeczytaniu Twojego i krótkim zastanowieniu stwierdzam, że tez tak robię :) Głównie dlatego, że ostatnio nowe książki na 200 stron kosztują tyle samo, co te na 500 stron. A ponieważ środki dostępne na ten cel s ograniczone i trzeba nieraz dokonać wyboru, to wolę na te same pieniądze mieć więcej czytania i więcej przyjemności. Trochę fiskalny powód, ale taka jest prawda.
    Drugi powód jest taki, że cienka książkę, po wypożyczeniu z biblioteki, szybciej się czyta i jest szansa na zwrot w terminie. Nie wiem jak wy, ale ja grube książki zwykle przetrzymują albo zwracam nieprzeczytane. Dlatego "grubaski" lepiej mieć własne. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli nie jestem sama ;D A co do przetrzymywania książek z biblioteki, to muszę się przyznać, że robię to niestety nagminnie, bo zawsze wypożyczam "hurtem" i później nie sposób się z nimi wszystkimi uporać w wyznaczonym terminie :P Na szczęście Panie Bibliotekarki są tak miłe, że przymykają na to oko ;) Staram się nie oddawać nieprzeczytanych książek, chyba że już nie mam innego wyjścia albo książka okazała się naprawdę kiepska i nie widzę sensu w jej dalszym czytaniu. Pozdrawiam i dziękuję za komentarze ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz