30 dni z książkami (1)

Dzień 1. Twoja ulubiona książka

Nie dość, że sam wybór dostarczał mi niemałych trudności, to jeszcze nigdzie nie mogę znaleźć okładki mojej (osobiście posiadanej) książki, a właściwie dwóch książek, ponieważ tak się składa, że jestem szczęśliwą posiadaczką dwóch jej egzemplarzy. Pierwszy był nagrodą za wzorowe zachowanie jeszcze w podstawówce. Drugi zaś kupiła mi ciocia na Boże Narodzenie, nie wiedząc oczywiście, że tym samym zdubluje ten tytuł w mojej skromnej jeszcze wtedy biblioteczce. Wracając jednak do okładek - sfotografuje je jak tylko wrócę do rodzinnego domu i podzielę się nimi z Wami. Są naprawdę piękne w porównaniu do tych, które przed chwilą oglądałam. Do rzeczy jednak, bo wciąż nie macie przecież pojęcia o czym to ja tak namiętnie ględzę od pięciu minut. Otóż moją ulubioną książką jest...


"Ania z Zielonego Wzgórza"
Lucy Maud Montgomery




Możecie mi śmiało zarzucić brak oryginalności, lecz ta książka była swego czasu maglowana przeze mnie nieprzeciętnie. Pamiętam nawet, jak chodziłam z nosem między kartkami za moją mamą i odczytywałam na głos co ciekawsze fragmenty, podczas gdy moja rodzicielka wieszała pranie, łuskała groszek, czy też prasowała. Jak się zapewne domyślacie było to właśnie w podstawówce, przynajmniej wtedy się zaczęło. Później często do niej wracałam, czytając na przemian dwa posiadane przeze mnie egzemplarze. Pamiętam, że ten pierwszy miał mniejszą czcionkę, lecz ładniejszą okładkę. Do jego tłumaczenia też bardziej się przywiązałam i pamiętam, że bardzo mnie raziło, gdy odkryłam, że "Ania..." z innego wydawnictwa różni się od swej pierwszej (tj wcześniejszej dla mnie) wersji, chociażby imieniem jednej z drugoplanowych, aczkolwiek odgrywających znaczną rolę bohaterek. Mam tutaj na myśli przyjaciółkę Maryli - panią Małgorzatę vel Rachelę. Pamiętam, że znałam tą książkę tak dobrze, że bez problemu wyłapywałam niemalże każdą różnicę w przekładzie. Pamiętam też, że gdy tylko dowiedziałam się o istnieniu kontynuacji losów mojej ukochanej bohaterki zrobiłam wszystko, żeby zdobyć je na własność. Co miesiąc razem z mamą udawałyśmy się do którejś z pobliskich księgarni w poszukiwaniu kolejnych tomów. W końcu misja zakończona została sukcesem i komplet książek pięknie zdobi jeden z moich regałów. Brakuje w nim tylko wydanej dość niedawno "Ani z Wyspy Księcia Edwarda" oraz prequela losów mojej ulubionej bohaterki, w który jednak nie zamierzam się zaopatrywać, ponieważ co Lucy, to Lucy i nie wierzę, że ktokolwiek mógł sprostać takiemu zadaniu. Poza tym do szczęścia nie jest mi potrzebne poznawanie tej sztucznie wymyślonej wersji, moja wyobraźnia  zupełnie wystarcza mi w tej kwestii. 

Tak oto zatem poznaliście moją ulubioną lekturę ;)

Komentarze

  1. Popieram Cię obiema łapkami. Gdybym miała wybierać książkę życia to pewnie wybór padłby na tą samą pozycję. Do tej pory znam i mogę cytować fragmenty ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz