Sentymentalnie o "Kronice Chomika"

Macie czasem poczucie takiej presji: najlepiej albo wcale? "Jak już coś publikujesz w sieci to niech to będzie the best of the best!" - szyderczo szepcze jakiś cichutki głosik w mojej głowie. A przecież kiedyś to był po prostu fun i czysta radość, że mogę się z kimś podzielić tym, co mi w duszy gra po lekturze. To stawianie sobie wysoko poprzeczki przyszło później i bezskutecznie staram się mu znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie.

Z czasem, a raczej jego brakiem, było mi coraz trudniej: czytać, pisać, publikować. Zabawne, że wiele książek, które przeczytałam i uznałam za świetne i wyjątkowe, nigdy nie doczekały się tutaj recenzji. Przecież nie mogłam się łudzić, że napiszę o nich coś, czego nikt inny nie napisał. Albo że będę potrafiła oddać im odpowiedni hołd, znaleźć właściwe słowa. Na pewno nie. Dlatego rezygnowałam.

Ale czy na pewno za każdym razem trzeba odkrywać Amerykę? Wspinać się na wyżyny polotu? Może wystarczy kilka swobodnych refleksji na temat kartek papieru i farby drukarskiej? Bo przecież tak to się wszystko zaczęło.


Sprawdziłam - mój pierwszy post na "Kronice Chomika" wrzuciłam ponad 8 lat temu -> klik dla zainteresowanych.


I jak sobie o tym pomyślę, to jestem dumna, że ten blog wciąż tu jest. Stał się dla mnie takim książkowo-filmowym pamiętnikiem, do którego czasem lubię wracać. Jest pasją, która mimo wszystko przetrwała upływ czasu i przypomina mi o moich młodzieńczych ideałach. Na pewno chcę ją kontynuować.


Takie tam chomicze pitu pitu. 


Komentarze