Chomik lubi słodycze, a oto kilka jego refleksji na temat spotkania z ich królową

Tytuł: "Królowa słodyczy"
Autor: Sarah Addison Allen
Liczba stron: 256
Wydawnictwo: Świat Książki
Okładka: miękka
Wymiary: 12,5x20

Przyznaję się bez bicia, że gdyby przyszło mi kierować się wyłącznie powierzchownością tej książki tj tytułem, okładką i opisem - nigdy bym jej nie kupiła. Skusiły mnie jednak bardzo pochlebne opinie/recenzje, jak i fakt, że „Królowa Słodyczy” autorstwa niejakiej Sarah Addison Allen była akurat w promocji (ach te wyprzedaże ;D). Z ulgą i uśmiechem na twarzy przyznaję, że nie żałuję swojej decyzji ;)

Przechodząc do konkretów chciałabym Wam przedstawić Josey Cirrini. Dziewczę to mimo, iż liczy już sobie 27 wiosen, nadal mieszka z matką, podkochuje się w listonoszu (Adam mu na imię :P), a za szafą w pokoju ma tajemniczą skrytkę ze słodyczami, które nieustanie podjada – ups, znowu poszło w boczki. Mamy zatem zakompleksioną dziewczynę (całe życie w cieniu piękniejszej matki) z burzliwym dzieciństwem (ach, cóż to była za złośnica!) i bez własnego życia (musi w końcu odkupić teraz swoje „winy” i zajmować się matuchną). Josey marzy o tym, żeby w końcu wyrwać się z miejsca bez żadnych perspektyw, jakim jawi jej się Łysy Stok, gdzie wszyscy aż nazbyt dobrze znają jej rodzinę, a zwłaszcza ojca.  Pewnego dnia, jak na życzenie, monotonne życie naszej bohaterki zostaje zakłócone przez nieproszonego i niespodziewanego gościa, który postanowił razem z nią zamieszkać. Niestety tego, co Della Lee Baker robi w szafie naszej bohaterki nie mogę Wam już zdradzić. Mogę natomiast powiedzieć, iż „Królowa Słodyczy” jest książką lekką, przyjemną oraz trochę banalną - na szczęście dla autorki, w ten dobry sposób. Polecam na chłodny wieczór z rozgrzewającą herbatką i jakimiś słodkościami pod ręką. Czyta się ją szybko i co najważniejsze bez poczucia straconego czasu.

„Szkoda, że zimne powietrze nie jest jadalne. Według niej te zimowe powiewy były jak imbirowe sucharki. Wyobrażała je sobie polane chrupką, chłodną polewą waniliową z kawałkami białej czekolady. Rozpływały się w ustach jak śnieg, przybierając ciepłą, kremową konsystencję” – fragment z samego początku, który szczególnie mi się spodobał.

Na zakończenie chciałabym jeszcze tylko dodać, że moją ulubioną bohaterką tej „słodkiej” opowieści była Chloe. Najbardziej wyrazista i najlepiej nakreślona postać w całej książce. Obdarzyłam ją największą sympatią i naprawdę byłam w stanie się z nią utożsamić (w przeciwieństwie do postaci Josey). Co prawda nie wspomniałam o niej powyżej, ale to tak mam nadzieję na zachętę, jeśli tak jak i mnie intryguje Was to, co nieznane ;) Aaaa, oczywiście nie można zapomnieć jeszcze o „Helenie”, która wnosi nam wątek humorystyczny i jest z kolei najbardziej sympatyczną kobietką, z którą przyjdzie nam się zapoznać podczas lektury, ale o tym już przekonacie się sami ;)

Komentarze

Prześlij komentarz