"Miłość Peonii" Lisa See

Tytuł: "Miłość Peonii"
Autor: Lisa See
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Świat Książki
Okładka: miękka
Wymiary: 12,0x20,0


"Powieść autorki światowego bestsellera "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" Zapierająca dech w piersiach, magiczna, wspaniała powieść o chińskich kobietach, które wyrażały swoje artystyczne wizje - bez względu na cenę, jaka miały za to zapłacić."
"Library Journal" 

"Lisa See opowiada piękną historię trzech chińskich kobiet, poślubionych jednemu mężczyźnie. Żyjąc w społeczeństwie, w którym największą cnotą kobiety jest posłuszeństwo i milczenie, piszą one kolejno komentarz do chińskiej opery, wyrażając w ten sposób swoje pasje, tęsknoty i namiętności. "Miłość Peonii" to fascynująca, bogata w pełne egzotyki realia powieść o miłości silniejszej niż śmierć, rozgrywająca się w XVI-wiecznych Chinach. 

Lisa See jest autorką sześciu powieści, cieszących się wielkim zainteresowaniem czytelników. Urodziła się w Paryżu, ale dorastała w chińskiej dzielnicy Los Angeles.Stamtąd wywodzi się jej fascynacja Chinami." [Świat Książki - okładka]

Lisa See po raz drugi. Tym razem jednak mam mieszane uczucia. Już mówię dlaczego.
"Miłość Peonii" to powieść, która zabiera nas w podróż do mistycznego świata chińskich duchów. Oczywiście opis nic podobnego nie sugeruje, a szkoda. Nauczyłam się już jednak, że tak samo jak okładka, tak i ten krótki zarys historii, który się na niej umieszcza, częściej kłamią, niźli silą się na choć odrobinę wiarygodności. Nie mniej jednak w tym przypadku nie mamy do czynienia z "czystym" kłamstwem, gdyż owe fakty figurują w książce i z komentarza autorki można wysnuć, iż to one miały być jedną z głównych osi, wokół których kręci się ta powieść. Mnie jednak bardziej od losu tych trzech kobiet, które notabene wzorowane są na prawdziwych osobach, urzekł fascynujący obraz zaświatów, tak rzeczywisty, że aż przerażający.

Tytułowa bohaterka - Peonia, to młoda dziewczyna pochodząca z zamożnej chińskiej rodziny. Jako szesnastoletnia panna na wydaniu została już zaręczona z nieznanym sobie mężczyzną, będącym synem przyjaciela jej ojca. Akcja powieść rozpoczyna się właśnie w dniu jej 16. urodzin. W ogrodzie państwa Chen wystawiony zostaje "Pawilon Peonii"- opera, która jak się później okaże będzie miała zgubny wpływ na naszą bohaterkę. 

"Pawilon Peoni", jak pisze autorka w swego rodzaju posłowiu, istniał naprawdę i przyczynił się do "choroby miłosnej", a w konsekwencji śmierci wielu młodych dziewcząt. Jak nie trudno się domyślić, naszą bohaterkę spotkał podobny los. Nieświadoma tego, co tak naprawdę się z nią dzieje, Peonia przenosi się do krainy zmarłych, równoległego świata zamieszkałego przez duchy. Muszę przyznać, iż ogromnie zafascynowały mnie niezbędne zmarłemu rytuały. W ówczesnych Chinach każdy najmniejszy drobiazg, prosta czynność: czy to spalenie papierowych pieniędzy, czy postawienie kropki na tabliczce, czy składane co roku dary na święto Głodnych Duchów - wszystko miało ogromne znaczenie i stanowiło o losie przebywającej w zaświatach duszy. Niesamowite! Fakt, każda religia rządzi się swoimi prawami i posiada swoje ceremonie, jednakże wierzenia opisane w "Miłości Peonii" szczególnie mnie zaintrygowały. Być może ze względu na ich skrajną egzotykę w stosunku do mojej wiary?

Nie mniej jednak trochę przeraził mnie sposób w jaki autorka ukazała wpływ tych, którzy odeszli, na osoby pozostające przy życiu, a trzeba przyznać, ze był on spory. Krew w żyłach mrozi już sam fakt, że możemy być stale obserwowani, a co dopiero podatni na działania zmarłych, którzy niekoniecznie mają wobec nas dobre intencje. Brr! 

Muszę przyznać, iż podczas lektury towarzyszyły mi mieszane uczucia w stosunku do postępków tytułowej bohaterki, a głównie jej ducha. Niestety nie wzbudziła we mnie sympatii. Wręcz przeciwnie - drażniło mnie to dziewuszysko i jej egoistyczne zapędy. Nadmierna chęć zwrócenia na siebie uwagi i kontrolowania rzeczywistości, do której już nie należała przysporzyło wiele bólu niewinnym osobom - głównie tym, które rzekomo kochała. 

Mimo to czytałam "Miłość Peonii" z przyjemnością. Autorka posługuję się niewiarygodnie plastycznym i przyjemnym w odbiorze językiem, co w znacznej mierze przyczynia się do sukcesu pisanych przez nią powieści. Ważniejsze bowiem od tego O CZYM się opowiada, jest to JAK się opowiada. Przynajmniej takie jest moje zdanie :)

"Miłość Peonii" nie jest dla mnie książką wybitną. Jest jednak pozycją na tyle dobrą, że warto poświęcić jej swoją uwagę. Chociażby tylko po to, by dowiedzieć się jak niezwykłe może być to, w co wierzą/wierzyli żyjący gdzieś tam na świecie obok nas ludzie.

Aaa! Nie poruszyłam jeszcze chyba najważniejszego (przynajmniej dla niektórych) wątku książki, a mianowicie problemu emancypacji chińskich kobiet, tutaj akurat głównie na gruncie twórczym, że tak to ujmę. Nasze trzy bohaterki zasłynęły bowiem napisaniem znanego komentarza do "Pawilonu Peonii". Można powiedzieć, że walczyły o głos w męskiej, jak postrzegano wówczas pisanie i wszelką "papierową" twórczość, profesji. Był to sposób na uwolnienie się z zamkniętego świata kobiet o ograniczonych przez kulturę, mężczyzn, jak i własną fizyczność (krępowane stopy) możliwościach. Nie zmienia to jednak faktu, iż "Miłość Peonii" jest dla mnie głównie opowieścią o duchach.

Komentarze

  1. Jeśli chodzi o książki traktujące o kulturze Chin, to według mnie Lisa See pisze je najlepiej:)Czytałam już Amy Tan i kilka innych autorek, ale to See zachowuje równowagę między baśniowością a realizmem, które bardzo w powieściach lubię:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście nie miałam jeszcze tej przyjemności zapoznać się z innymi autorkami opisującymi kulturę Chin, ale skoro mówisz, że Lisa See wiedzie wśród nich prym, to dobrze wybrałam :D
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Wracam do tej książki co jakiś czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pewnie nie wrócę, będę czytała kolejne :D Nie mniej jednak nie żałuję lektury :)

      Usuń
  3. Swego czasu czytałam i "Miłość Peonii" i "Kwiat Śniegu i Sekretny Wachlarz". Obie bardzo mi się podobały choć właśnie "Miłość..." bardziej zapadła mi w pamięć. Być może właśnie przez tego ducha ;)

    Mam w biblioteczce "Dziewczęta z Szanghaju" autorki i nie mogę się doczekać żeby się zabrać za tą książkę. Tylko zawsze coś innego się trafia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi z kolei bardziej podobał się "Kwiat...", ale trzeba przyznać, że "Miłość..." zapada w pamięć. Na pewno sięgnę jeszcze po książki tej autorki :)

      Usuń
  4. Wczoraj już prawie bym ją wypożyczyła, ale jednak nie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie dałam radę przebrnąć przez tę powieść. Zirytowała mnie bohaterka i niedorzeczność całej sytuacji. Tak wiem, że chodziło o pokazanie tradycyjnych wierzeń i mitologii chińskiej, mimo wszystko to nie dla mnie. Czytałam też "Kwiat Śniegu i Sekretny Wachlarz" i "Dziewczęta z Szanghaju" i byłam nimi zachwycona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również bohaterka niebywale drażniła i trzeba przyznać, że sama konwencja książki jest dość nietypowa. Mimo to język jakim posługuje się Lisa See jest tak malowniczy, że nie sposób było mi się od tej książki oderwać :)

      Usuń
  6. Czytałam i miałam podobne odczucia. Te rytuały były niesamowite

    OdpowiedzUsuń
  7. Wciąż czekam, aż natchnie mnie do czytania powieści o kulturze dalekiego wschodu, a kiedy ta chwila nastąpi, raczej zwrócę się w pierwszej kolejności ku "Kwiatowi Śniegu". A jeśli mi się spodoba, to chętnie przeczytam i tą pozycję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie polecam Ci "Kwiat..." na początek, ponieważ "Miłość Peonii" jest na tyle specyficzna, że nie każdemu musi przypaść do gustu, a warto polubić Panią See. Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Parę lat temu czytałam zarówno "Miłość Peonii", jak i "Kwiat Śniegu i Sekretny Wachlarz" i bardzo dobrze je wspominam. Na półce od pewnego czasu stoi też "Na złotej górze" opowieść o chińskiej emigracji do USA, ale pierwsze kilkadziesiąt stron tej książki mnie nie przekonało.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz