A kuku!


Uff... W końcu udało mi się do Was wygramolić :) Tam po drugiej stronie, tam skąd przybywam są... WAKACJE. Mówię Wam, okropne z nich stwory, wymagają nieustannej uwagi i pochłaniają praktycznie cały mój czas, przez co nie mogę się z Wami spotykać tak często, jak bym sobie tego życzył. Dzisiaj udało mi się wyrwać na chwilę, ale ciii... Bo jak tylko mnie tu zobaczą, to zapewne zaraz złapią za moje małe bezbronne nóżki po drugiej stronie i wciągną do środka.

Skoro już mamy chwilę dla siebie chciałabym Wam opowiedzieć o tym jak przeżyłam ostatnio wielki książkowy zawód. Zaczęło się od tego, że wysłałam zaproszenie na herbatę Panu Ericowi Emmanuelowi Schmittowi: "Szanowny Panie, może zechciałby mnie Pan ponownie odwiedzić i przy filiżance dobrej herbaty, opowiedzieć jedną z tych swoich jakże fascynujących historii? Pański serdeczny przyjaciel - tikichomiktaki." Jakże się ucieszyłam, gdy otrzymałam pozytywną odpowiedź! Pan Schmitt raczył mnie tym razem opowieścią o "Oskarze i Pani Róży". Trzeba Wam wiedzieć, że historia Oskara od samego początku zyskała moją sympatię, dlatego też za pozwoleniem autora zaczęłam ją zapisywać. Razem z rosnącym wokół mnie stosikiem zapisanych kart rosła i moja ciekawość. Wtem, mój gość zbyt łapczywie przyłożył do ust podaną mu filiżankę i nieszczęśliwie zakrztusił się jeszcze zbyt gorącą herbatą. A taka pyszna była! Biała, poziomkowa z mandarynką :) W każdym bądź razie Pan Schmitt stracił wątek i zamiast podyktować mi kolejną - 50 stronę swej historii wrócił do wydarzeń ze strony 37! Dalej było już tylko gorzej. Nie dość, że powtarzał to, co już zdążyłam zapisać, to jeszcze nie potrafił logicznie kontynuować swej historii i miałam wrażenie, że przeszedł prosto do zakończenia. Nie widziałam sensu tego słuchać, dlatego też z bólem serca wyrzuciłam mego gościa za drzwi. Smutno mi było niezmiernie, cóż jednak taka biedna ja - mały chomik - miała począć w obliczu takiej zniewagi?

Musiałam Wam się wyżalić, ponieważ nie dość, że bardzo chciałam tę książkę przeczytać, to tu jeszcze takiego potężnego chochlika drukarskiego mi zaserwowano. Całe szczęście, że książeczka nie kosztowała mnie zbyt wiele. Nawet mogę powiedzieć, że teraz już wiem dlaczego była taka tania. Żeby jednak nie zostawiać Was sam na sam tylko z tą smutną historią powiem Wam, że moja biblioteczka w ostatnim czasie po raz kolejny powiększyła swoje zasoby, a ja mam dla Was w niedługim czasie kolejne recenzje i opowieści. Teraz już niestety muszę uciekać, ponieważ czuję, że w prawą stópkę łaskocze mnie wskazówka zegarka usilnie próbując zwrócić moją uwagę w innym kierunku. Także, do następnego spotkania moi mili! Pozdrawiam i życzę wszystkim udanych spotkań z Waszymi własnymi WAKACJAMI :)

Komentarze

  1. witaj z powrotem Chomiczku! :) ale pan Schmitt rzeczywiście bardzo ładnie zrobił Cię w balona ze swoją opowieścią :) muszę się przyjrzeć mojemu "Mistrzowi i Goni", bo też podejrzanie taniusia była... :) w końcu mam pretekst, żeby przeczytać... Tak, wstyd się przyznać, ale nie czytałam! No tak mi wstyd... :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzieś ty się Chomiczku podziewał? Już dawno cię u mnie nie było. Mam nadzieję, że wakacje masz udane. Szkoda tylko, że spotkanie z panem Schmittem nie należało do zbyt udanych, ale czasami tak bywa.
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi też zdażyło się kiedyś kupić taką książkę. No to udaych wakacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrów wakacje ode mnie, ja niestety siedzę dalej po tej stronie, po której ich nie ma :(

    Tak to czasem jest z przecenionymi książkami, chociaż w szanującej się księgarni powinno być z tyłu ołówkiem napisane, co jest nie tak. Empik tak robi, Martas chyba też, a czasem w prywatnych księgarniach też się zdarza. Więc myślę, że mogłabyś to zareklamować, jeśli jeszcze znajdziesz kwitek, bo to mega nieuczciwe i krótkowzroczne. Sorry za bulwes, ale jeśli chodzi o książki, to ja to strasznie przeżywam :)

    Czekam zatem cierpliwie na recenzje, a puki co - wakacjuj się!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz