"Deszczowa noc" Jodi Picoult

Tytuł: "Deszczowa noc"
Autor: Jodi Picoult

Liczba stron: 536
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Okładka: miękka
Wymiary: 12,5x19,5

"Wzruszająca powieść o granicach miłości i lojalności, odwagi i przebaczenia...

Życiem Camerona MacDonalda rządzi poczucie obowiązku. Jest szefem policji w małym miasteczku w stanie Massachusetts, zamieszkanym od pokoleń przez członków jednego szkockiego klanu, z którymi wiążą go więzy krwi i honoru. Jednak gdy jego kuzyn, Jamie, zjawia się przed komisariatem z ciałem żony i wyznaje, że własnoręcznie ją zabił, Cam aresztuje go bez chwili wahania, nie bacząc na łączące ich pokrewieństwo. Dla Allie, żony Cama i miejscowej florystki, sytuacja nie jest tak jednoznaczna. Chociaż jest oddana mężowi nad życie, tym razem występuje przeciwko niemu i bierze stronę Jamiego, uwiedziona wizją mężczyzny, który tak bardzo kocha kobietę, że nie jest w stanie odmówić żadnej jej prośbie... nawet tej, by pozbawił ją życia. W tym samym czasie w miasteczku pojawia się Mia, nowa asystentka Allie, do której Cam czuje natychmiastowy, irracjonalny pociąg. Choć policjant jawnie występuje przeciwko Jamiemu, który zabił śmiertelnie chorą żonę, jednocześnie sam zdradza swoją." [Prószyński i S-ka]

Być może to wina mojego zabiegania bądź też innych łapczywie pochłanianych przeze mnie lektur albo -w tym przypadku samej autorki, bo nie porwała mnie tym razem ani nie zaciekawiła. Co więcej, sprawiła, iż nie dotrwałam do końca, a goniący mnie termin w bibliotece przypieczętował definitywne rozstanie z tą pozycją.


Fabuła zapowiadała się ciekawie. Cóż jednak z tego, gdy wpada w banał romansu, a Chomik nie pisał się na czytanie o targanym namiętnościami policjancie zdradzającym swoją żonę

(wokół którego miałam wrażenie kręci się główna oś "Deszczowej nocy"). Co to, to nie. Nie ze mną takie numery. Pani Picoult, cóżeś mi Pani tym razem uczyniła? Jak to możliwe, byś mogła poczęstować takim rozczarowaniem wiernego Tobie, do tej pory bezgranicznie, Chomika? Eh... Okładka tym razem mówi prawdę, bo zamiast wręczyć róże autorce, upuściłam je gdzieś w połowie drogi i na razie nie mam siły ani ochoty ich zbierać... Postanowiłam również na jakiś czas odpocząć od Jodi. Chcę mieć bowiem w pełni czysty umysł, gdy sięgnę po jej kolejną książkę, a przede wszystkim wymazać z pamięci to deszczowe widmo porażki, by nie rzutowało na odbiór kolejnych lektur. Eh... Tak to chyba bywa, gdy ustawi się autorowi wysoką poprzeczkę. Upadek bywa wtedy dotkliwie bolesny... dla czytelnika. Aczkolwiek ma on (w tym i ja) świadomość, iż nikt ideałem nie jest, błądzić jest rzeczą ludzką, a zróżnicowane gusta potrafią obronić dosłownie wszystko. Dlatego też autorki nie skreślam. Po prostu ta książka nie jest raczej dla mnie.

Komentarze

  1. Nie czytałam ale z chęcią sama po nią sięgnę, żeby porównać wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak bywa, kiedy autor wychodzi poza dotychczas uprawiany gatunek - może Picoult chciała napisać coś innego? A kiedy autor znany jest z jakiegoś typu powieści, to z nastawieniem na tego typu książkę przystępujemy do każdej kolejnej lektury - trochę tak jak z McDonaldem - idziemy po tego samego cheeseburgera, którego jedliśmy miesiąc temu. Każdy by się zdziwił, gdyby nagle dostał coś zupełnie innego, niekoniecznie gorszego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy tak do końca chciała napisać coś innego. Schemat jest podobny do jej poprzednich książek: kontrowersyjny temat i sala sądowa w tle. Może konstrukcja odbiega trochę od tego, co znam, bo książka nie jest napisana z perspektywy poszczególnych bohaterów, tylko jednym "ciągiem". Mimo wszystko jednak mam wrażenie, że autorka trochę zboczyła z głównego tematu i za bardzo zaczęła się rozwodzić nad romansem Camerona. Być może wytłumaczenie tego zabiegu znajduje się na dalszych kartach książki, do których już nie dotrwałam? Nie ma co jednak nad tym gdybybać. Jeśli kiedyś do niej wrócę, będę miała okazję się o tym przekonać. Na razie mówię: pas :)

      Usuń
  3. Ja chyba jednak przeczytam, zobaczymy jakie będzie moje zdanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytaj, czytaj :) Z chęcią zapoznam się z innymi opiniami :)

      Usuń
  4. Szkoda, że wątek romantyczny został wysunięty na pierwszy plan. Muszę się zastanowić na lekturą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi to zgrzyta właśnie. Nie do końca rozumiem ten zabieg, ale jak już wspomniałam wyżej - nie dotrwałam do końca, więc mam takie prawo. Jedno jest pewne: nie porwała mnie ta powieść, tak jak poprzednie tej autorki.

      Usuń
  5. Jodi Picoult ma swoje lepsze i gorsze momenty. Potrafi zaskoczyć wspaniałym rozwinięciem tematu i zainteresować historią ("W naszym domu") albo totalnie rozczarować i znudzić ("Zagubiona przeszłość"). Nigdy nie wiem, co mnie czeka, ale od czasu do czasu sięgam po jej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam kryzys czytając "Zagubioną przeszłość", ale chwilowy. Później meeega mnie wciągnęła. Masz jednak rację, z tą autorką różnie bywa :)

      Usuń
  6. Zapraszam do zabawy Liebster Blog:) bliotekamilosnikaksiazek.blogspot.com/2012/11/liebster-blog.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Wydaje mi się, że to lekka powieść w sam raz na wieczorki jesienne... :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz