Chomik Filozof i Panda

Znacie to uczucie, gdy w przypływie chwili udzielacie sobie sami dyspensy od wykonania jakiegoś obowiązku, a później wyrzucacie sobie niekonsekwencję? Albo odwrotnie, deklarujecie bądź też proponujecie coś z własnej nieprzymuszonej woli, a następnie macie ochotę się ze wszystkiego wycofać?

A w tej chwili zapewne zastanawiacie się, co też Chomik dzisiaj do Was bredzi...

Otóż te pseudofilozoficzne rozważania są w dużej mierze spowodowane lekturą, którą zafundowałam sobie wczoraj przed snem. I niech ktoś spróbuje teraz zakwestionować wpływ jaki literatura ma nasze życie albo chociażby nastrój! Książka, którą magluję od początku roku, a jestem zaledwie na 166 stronie z ponad 500. Istna katorga, którą z uporem maniaka urabiam dzień po dniu przełykając nieliczne strony. W imię czego to wszystko? Po pierwsze: pewnego wyzwania czytelniczego, a nawet (o zgrozo!) trzech. Po drugie: z powodu pozytywnych recenzji tej książki (podświadomie cały czas czekam, aż zostanę w pewien sposób "porwana przez nurt" płynących przez nią słów) Po trzecie i jest to chyba rozstrzygająca kwestia, nie chcę odpuścić, bo nie pozwala mi na to moja duma. Śmieszne? Być może, ale po prostu nie lubię niedokończonych spraw i świadomości poddawania się.

Zapytacie po co się męczyć? Gdyby książka była słaba po prostu bym odpuściła. Niestety taki argument nie wchodzi w grę, nie chcę kłamać. Książka nie jest słaba, jest po prostu strasznie klaustrofobiczna, duszna i przygnębiająca. Taka, która potrafi swym klimatem zepsuć najlepszy nawet humor. Przeczytałam w pewnej recenzji, że nie można jej odkładać, najlepiej "połknąć na raz", by parafrazując jej smętny bohater nie wlókł się za nami każdego dnia, gdy tylko przerwiemy lekturę. Dlatego czuję, że wpadłam w pułapkę, z której uwolnić może mnie jedynie skończenie tego, co zaczęłam poprzez codzienną dawkę masochizmu czytelniczego.

Czytaliście kiedyś coś podobnego?

P.S. Czas zabrać się za prawo rolne. Gdyby jednak moja wiedza w sobotę okazała się niewystarczająca ćwiczę również przed lustrem:


Komentarze

  1. Oj, czytałam, ale weź zdradź tytuł tej męczarni. Prawo rolne? Co studiujesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Abschaffel" Wilhelm Genazio, a co było Twoją udręką? Jeśli zaś chodzi o studia, to ciągnę 2 kierunki: administrację i pedagogikę, specjalność socjoterapia i promocja zdrowia. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. O mamo, nawet tytuł już męczy ;) A moją udręką... ot, choćby "American psycho", czytam już kilka lat :) 2 kierunki? Ambitnie i imponująco!

      Usuń
    3. Podziwiam konsekwencję, nie wiem czy by mi starczyło motywacji, żeby kilka lat podczytywać jedną książkę :) A z tymi dwoma kierunkami, to bez przesady . Mogłabym je razem wzięte porównać do jakiegoś jednego ścisłego np. na Politechnice. Jak wiadomo humanistom się łatwiej studiuje, za później ciężej szuka pracy. Coś za coś :)

      Usuń
  2. Miałam podobnie z powieścią "Cień Poego". Bardzo chciałam ją przeczytać i ze względu na postać Poego jak i pozytywne opinie o książce. I niestety okazało się, że nie odnalazłam w powieści tego czego się spodziewałam. Ale tak jak Ty postanowiłam ją dokończyć i znalazłam sposób - zaczęłam czytać w wannie. Nie mogłam wtedy odłożyć książki i musiałam choć trochę przeczytać. Od tej pory polubiłam taką formę czytania i teraz jak wezmę jakąś ciekawą pozycję, to mąż zagląda do mnie i pyta co się stało, że tak długo się kąpię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawy sposób z tym czytaniem w wannie :) Niestety ja wolę prysznic, a jeśli już korzystam z wanny to kąpiel również nie zajmuje mi zbyt wiele czasu. Poza tym nie wiem jak moi współlokatorzy zareagowaliby na takie okupowanie łazienki^^

      Usuń
  3. Kochana, a co to za powieść, która jest tak męcząca, jeśli można wiedzieć? Przyznam szczerze, że również bardzo rzadko rezygnuję z lektury, nawet jeżeli czytanie sprawia mi trudność. Nie lubię zaczynać, a później nie kończyć, dlatego nieraz zmuszam się do dokończenia jakiejś powieści. Jednak próbuję robić to coraz rzadziej, aby nie tracić czasu na książki, których czytanie sprawia mi udrękę. A Tobie życzę, abyś dotrwała do końca, a później doszła do wniosku, że jednak nie było tak strasznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyżej wspomniany w komentarzu "Abschaffel" Wilhelma Genozio. Mi zdarza się nie doczytywać książek i czasem mam z tego powodu małe wyrzuty sumienia, bo nie lubię tak postępować. Zdaję sobie jednak sprawę, że czasem jest to najlepsze wyjście, żeby nie marnować swojego czasu i nerwów, o czym wspomniałaś. Obecnie jednak jestem rozdarta pomiędzy 4 książkami, z których żadna nie "kręci" mnie na tyle, żeby do niej porządnie przysiąść, więc podczytuje każdą po trochu w przerwach od nauki :P

      Usuń
  4. Miałam tak ostatnio z "Pożegnaniem jesieni" Witkacego. Podobało mi się, ale szło mi jak krew z nosa... Początkowo była to przyjemność połączona z bólem, ale od połowy już zabrakło mi sił i niestety się poddałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie strasz kochana, bo ta książka również znajduje się na mojej półce :P

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że Tobie pójdzie lepiej niż mi ;)

      Usuń
  5. Też zdarzają mi się książki przez które nie mogę przebrnąć, staram się mimo to je przeczytać ,ale kilka odpuściłam, bo się okrutnie męczyłam.

    OdpowiedzUsuń
  6. też mam czasem tak z tym "przegryzaniem" książek, w sumie mam w domu wiele takich czekających na "przegryzienie" - pytanie tylko, kiedy zostaną przegryzione :)
    Pozdrawiam, Prosperiusz

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak książka mnie męczy, irytuje, zasmuca lub powoduje jakiekolwiek, niekontrolowane negatywne emocje, rzucam w kąt i nie wracam! Co prawda, czasem nawet dobre, fajne, ciekawe, pozytywne książki rzucam w kąt, ale taka już mam chyba duszę rogatą, ale z tym walczę :) Kiepską sobie wybrałaś lekturę na sesję :/

    Prawo rolne - niewiele przedmiotów tak mnie pogrążyło w niebycie jak ten przedmiot. Nie wiem jak ty, ale ja jak nie interesuję się danym zagadnieniem, t nie mogę się go za Chiny nauczyć. W większości przedmiotów znajduję jakieś ciekawe pierwiastki, tu mi się to nie udało. U nas na uczelni nazywają ten przedmiot ius gnoium :D jeśli cię to pocieszy, to nie jesteś sama - ja też walczę z książką, w którą nie mogę się wkręcić, i jednocześnie z prawem ochrony środowiska :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też pewne książki odrzucam. Łatwiej mi idzie z tymi wypożyczonymi, bo po prostu zanoszę do biblioteki i po sprawie. Natomiast moje własne prześladują mnie później z półek i nie dają spać! Wybór mam taki, że albo doczytam do końca albo poślę w świat. Niestety żadna z tych dwóch sytuacji nie urzeczywistnia się od razu, więc dręczona jestem jakiś czas i tak :P

      Prawo rolne... Nic mi proszę nie mów o tym przedmiocie, bo podchodzę do niego jak do jeża. Każde dotknięcie notatek to kolejny kolec wbijany w mój mózg, nie wspominając o próbie zapamiętania czegokolwiek :( Natomiast prawo ochrony środowiska miałam bodajże na 3. roku, za to teraz dorzucili mi administrację ochroną środowiska, więc też się jeszcze pomęczę z tym tematem... Dlatego łączę się z Tobą w bólu i trzymam kciuki za zdaną sesję :)

      P.S. A cóż to za oporne tomisko Tobie z kolei się przytrafiło?

      Usuń
    2. Wstyd się przyznać, ale to książka do mojego własnego wyzwania :( "Gotenhafen" miał być kryminał retro, a jest niewiadomoco.

      Usuń
  8. Mam właśnie dość podobną sytuację z książką, którą wybrałam do wyzwania "od A do Z" :( Nie rozumiem tej książki, o ile jest tam w ogóle coś do rozumienia czego nie odkryłam. Nie ma ona jakiejś konkretnej wciągającej fabuły, wydaje się jakby autorka pisała co tam jej przyszło akurat do głowy wliczając w to jakieś dziwne wizje. Dzisiaj na pewno skończę ją czytać, ale już nie zdążę napisać opinii do wyzwania, więc pewnie stycznia mi nie zaliczysz :( Chyba że dałoby radę żebym opinię podesłała jutro w drodze wyjątku. Jeśli nie to na luty wybiorę sobie coś łatwiejszego ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz