Tytuł: "Marzenia Joy"
Autor: Lisa See
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Świat Książki
Okładka: miękka
Wymiary: 13,5x21,5
Kontynuacja "Dziewcząt z Szanghaju". Książka zaczyna się w momencie zakończenia akcji poprzedniej. Tym razem jednak historia ostatnich wydarzeń została opowiedziana z perspektywy Joy, która to dowiedziawszy się, że przez całe życie mówiła "mamo" do swojej ciotki, postanawia wyruszyć do Chin w poszukiwaniu biologicznego ojca. Niestety komunistycznym Chinom daleko do raju na ziemi i nasza 19-letnia bohaterka będzie musiała się zmierzyć z brutalną rzeczywistością reżimu Mao. W ślad za nią wyrusza Pearl, która już zawsze będzie traktować May jak swoją córkę, a powrót do Chin nie będzie dla niej łatwy, ponieważ przywoła wiele trudnych wspomnień.
Co tu dużo mówić, lekturą jestem tak samo zachwycona, jak w przypadku "Dziewcząt z Szanghaju". Autorka jak zwykle z niebywałą precyzją nakreśliła portrety bohaterów, tworząc z nich pełnokrwiste postaci. Dla mnie wiarygodność to podstawa każdej powieści, bo co mi po historii i ludziach, w których prawdziwość trudno uwierzyć. Stąd też pewnie moja niewątpliwa słabość do powieści psychologicznych i obyczajowych, bo tam przede wszystkim tej realności oczekuję i tak się składa, że od książek Lisy See otrzymuję ją z nawiązką. Autorka udowodniła już niejednokrotnie, że potrafi mną wstrząsnąć, a także dostarczyć wzruszeń.
W "Marzeniach Joy" szczególnie zapadł mi w pamięć przerażający obraz chińskich wsi za czasów Mao. Aż się włos jeży na głowie, gdy człowiek sobie pomyśli, że tak rzeczywiście mogło wyglądać życie tamtejszej ludności. Co takiego miał w sobie Zedong, że potrafił przekonać rzesze ludzi, by wdrażając w życie jego absurdalne eksperymenty gospodarcze, doprowadziły się niemalże do zagłady? Zatrważające...
Jeżeli zaś chodzi o nasze bohaterki, to od śledzenia ich losów trudno się oderwać. Sama historia jest niezwykle interesująca i do końca trzyma czytelnika w napięciu i niepewności. Nie brak w niej również nieoczekiwanych zwrotów akcji, o czym czytelnik przekonuje się szczególnie pod koniec powieści. A sama autorka z każdą kolejną książką udowadnia, że jest dobrym obserwatorem ludzkich zachowań, a także wnikliwym psychologiem. To wszystko w połączeniu z talentem pisarskim pozwala czytelnikowi na spędzenie niesamowitych chwil w towarzystwie jej powieści.
Autor: Lisa See
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Świat Książki
Okładka: miękka
Wymiary: 13,5x21,5
Kontynuacja "Dziewcząt z Szanghaju". Książka zaczyna się w momencie zakończenia akcji poprzedniej. Tym razem jednak historia ostatnich wydarzeń została opowiedziana z perspektywy Joy, która to dowiedziawszy się, że przez całe życie mówiła "mamo" do swojej ciotki, postanawia wyruszyć do Chin w poszukiwaniu biologicznego ojca. Niestety komunistycznym Chinom daleko do raju na ziemi i nasza 19-letnia bohaterka będzie musiała się zmierzyć z brutalną rzeczywistością reżimu Mao. W ślad za nią wyrusza Pearl, która już zawsze będzie traktować May jak swoją córkę, a powrót do Chin nie będzie dla niej łatwy, ponieważ przywoła wiele trudnych wspomnień.
Co tu dużo mówić, lekturą jestem tak samo zachwycona, jak w przypadku "Dziewcząt z Szanghaju". Autorka jak zwykle z niebywałą precyzją nakreśliła portrety bohaterów, tworząc z nich pełnokrwiste postaci. Dla mnie wiarygodność to podstawa każdej powieści, bo co mi po historii i ludziach, w których prawdziwość trudno uwierzyć. Stąd też pewnie moja niewątpliwa słabość do powieści psychologicznych i obyczajowych, bo tam przede wszystkim tej realności oczekuję i tak się składa, że od książek Lisy See otrzymuję ją z nawiązką. Autorka udowodniła już niejednokrotnie, że potrafi mną wstrząsnąć, a także dostarczyć wzruszeń.
W "Marzeniach Joy" szczególnie zapadł mi w pamięć przerażający obraz chińskich wsi za czasów Mao. Aż się włos jeży na głowie, gdy człowiek sobie pomyśli, że tak rzeczywiście mogło wyglądać życie tamtejszej ludności. Co takiego miał w sobie Zedong, że potrafił przekonać rzesze ludzi, by wdrażając w życie jego absurdalne eksperymenty gospodarcze, doprowadziły się niemalże do zagłady? Zatrważające...
Jeżeli zaś chodzi o nasze bohaterki, to od śledzenia ich losów trudno się oderwać. Sama historia jest niezwykle interesująca i do końca trzyma czytelnika w napięciu i niepewności. Nie brak w niej również nieoczekiwanych zwrotów akcji, o czym czytelnik przekonuje się szczególnie pod koniec powieści. A sama autorka z każdą kolejną książką udowadnia, że jest dobrym obserwatorem ludzkich zachowań, a także wnikliwym psychologiem. To wszystko w połączeniu z talentem pisarskim pozwala czytelnikowi na spędzenie niesamowitych chwil w towarzystwie jej powieści.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:
Bardzo zachęcasz do czytania, podobnie jak poprzedniej książki z tego cyklu, i muszę przyznać, że powoli łamiesz mój opór przed azjatyckimi tematami :) Ale trzy stosy skutecznie mnie powstrzymują od wyruszenia do biblioteki na łowy :D
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Lisa See pisze rewelacyjnie i jak na razie ani razu mnie nie zawiodła, dlatego jest jedną z moich ulubionych autorek ;)
UsuńA skąd u Ciebie w ogóle ten opór przed Azją, jeśli można spytać, bo to dość intrygujące? :P
UsuńMiałam równie dobre wrażenia po przeczytaniu zarówno "Dziewcząt..." jak i "Marzeń...". Autorka naprawdę potrafi poruszyć człowieka.
OdpowiedzUsuńOj, potrafi ;)
UsuńTa seria czeka na mnie na półce, więc cieszę się, że i Tobie się podobała:)
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieję, że i Tobie przypadnie do gustu ;)
UsuńCzytałam "Dziewczęta z Szanghaju". Dobra książka, choć podobała mi się nieco mniej niż poprzednie tej autorki. Po kontynuację chętnie bym sięgnęła, ale słabo już pamiętam "Dziewczęta..." i nie wiem, czy się nie pogubię.
OdpowiedzUsuńAutorka poprowadziła akcję w taki sposób, że ja się ani razu nie pogubiłam, chociaż też miałam przerwę pomiędzy "Dzięwczętami...", a "Marzeniami...", więc moim zdaniem spokojnie możesz czytać ;)
UsuńCzytałam kilka książek tej autorki i strasznie mi się podobały. Po tę też sięgnę
OdpowiedzUsuńJa do tej pory przeczytałam 4 i poluję na kolejne :D
Usuń