"Milo. Odklejone po(d)pisy" Alan Silberberg

Tytuł: "Milo. Odklejone po(d)pisy"
Autor: Alan Silberberg
Liczba stron: 280
Wydawnictwo: Znak Emotikon
Okładka: miękka
Wymiary: 14,4x20,5


"Jestem Milo, mam trzynaście lat i przeprowadzam się średnio co dwa i pół roku. Teraz znowu jestem tu nowy. Czasami myślę, że każda przeprowadzka jest jak reset w grze – tracisz wszystkie punkty, a wraz z nimi wszystkie umiejętności.

Ale tym razem będzie inaczej. Idę do gimnazjum, a to zupełnie jak nowa misja." [Znak Emotikon]


I w życiu bym się nie domyśliła, że tą misją będzie uporanie się ze śmiercią bliskiej osoby. Po zakręconym i nieprzeciętnym Niewypale myślałam, że "Milo..." będzie kolejną lekką i zabawną historyjką. Tymczasem ta niepozorna z okładki książka potrafi wycisnąć niejedną łzę. Nasz mały bohater oprócz częstych przeprowadzek i ciągłego bycia "nowym" o czym wspomina nam opis z okładki boryka się ze znacznie poważniejszym problemem - stratą mamy. Kobieta zachorowała na raka mózgu, a zdezorientowane dziecko nie dało rady się z nią pożegnać, gdy miało po temu okazję (tuż przed decydującą operacją). Sprawy nie ułatwia ojciec Milo, który postanowił za wszelką cenę zatrzeć jakiekolwiek ślady obecności żony w ich rodzinnym domu. Ze ścian zniknęły zdjęcia, a osobiste rzeczy zostały rozdane albo sprzedane. Na rozmowę również nie ma co liczyć...

Milo, pomimo tego, że stara się nie okazywać swoich uczuć, bardzo tęskni za mamą, dodatkowo przeżywa rozterki miłosne, ale też nawiązuje przyjaźnie. I to właśnie dzięki tym ostatnim będzie w stanie w końcu uporać się z niebotyczną stratą, której musiał doświadczyć. Zarówno szkolny kolega - Marshall Hicker, zwany Jednookim Waletem jak i dwie sąsiadki w tym dziewczynka z dziwactwami (Hilary) i niesłusznie uważana za czarownicę Sylvia Poole odegrają znaczącą rolę w życiu naszego bohatera. 

Dawno nie czytałam nic tak wzruszającego, pomimo tego że jest to książka dla dzieci. Dlatego też po raz kolejny powtórzę być może utarty już frazes, że nie należy oceniać książki po okładce, gdyż w tym przypadku jest ona zdecydowanie myląca i w niczym nie zdradza tak poruszającej treści. Za to duży plus daję za oprawę graficzną wnętrza, czyli ilustracje. Jako ciekawostkę dodam, że nadają się do pokolorowania, co osobiście jako dziecko w książkach uwielbiałam :)

Wracając jeszcze na moment do samej treści - niesamowite ile pięknych myśli i spostrzeżeń przemycił autor w tej niepozornej książeczce. Jak delikatnie i trafnie potrafił ująć pustkę i ból po stracie kogoś bliskiego oraz ukazać proces żałoby. A wszystko to umiejętnie splótł z codziennością trzynastolatka - problemami w szkole, zawieraniem przyjaźni czy też pierwszymi miłostkami. Jestem naprawdę głęboko poruszona i jednocześnie zachwycona tym, co zaproponował mi Silberberg. Polecam!


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa:



P.S. Musicie mi wybaczyć tą dłuższą nieobecność, gdyż tym razem jest niezależna ode mnie - Chomik od poniedziałku koczuje w szpitalnej sali i bynajmniej nie znalazł się tu dla własnej przyjemności. Życzcie mi pogody ducha i siły, a na pewno już niedługo (mam nadzieję, że wypuszczą mnie do końca tygodnia :P) powrócę z podsumowaniem września i nowymi recenzjami ;) Pozdrawiam!



Komentarze

  1. Życzę Co siły i jeszcze raz siły. Wracaj szybko!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta okładka to jakieś nieporozumienie. Historia przerażająca, a okładka zaprasza na zabawną historyjkę o młodzieży. Wiem jednak, że muszę ją przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, ta okładka to im naprawdę nie wyszła...

      Usuń

Prześlij komentarz