"28 dni Bikini Body. Przewodnik po zdrowym jedzeniu i stylu życia" Kayla Itsines


Tytuł:  "28 dni Bikini Body. Przewodnik po zdrowym jedzeniu i stylu życia"
Autor: Kayla Itsines
Liczba stron: 400

Wydawnictwo: Znak Lieranova

Okładka: twarda

Premiera: 14 marca 2018

Niech pierwszy rzuci kamieniem kto choć raz nie zadrwił z wszelkiej maści poradników. Ha! I tu was mam. Oczywiście, że znajdą się ich fani, ale chyba zdecydowana większość czytelników podchodzi nieufnie do książek, w których ludzie próbują udzielać nam rad. "28 dni..." rości sobie prawo do bycia przewodnikiem i to jeszcze po zdrowym jedzeniu i stylu życia - bardzo modny temat jakby nie było, bo przecież dzisiaj każdy chce być fit i zdrów.

Kiedy dostałam maila z propozycją otrzymania książki najpierw się zaśmiałam, ale później spojrzałam na okładkę i mój wzrok przyciągnęła informacja o przepisach. Tak, wiem - dziś w dobie internetu można w sieci znaleźć wszystko, ale wiecie - ja jestem bibliofilem. Papier w ręku, to papier w ręku i przecież wiadomo, że w kuchni milej się zerka na książkę, niż ekran smartfona/laptopa (subiektywna opinia). Biorę!

Jak dostałam paczkę, to najpierw pomyślałam, że są w niej 2 książki po czym oniemiałam, gdy okazało się, że "28 dni..." ma wymiary zbliżone do formatu A4. Wow! To ci dopiero kawał książska i jak kolorowego, i pełnego jedzenia i mmm... Ślinka mi pociekła od samego kartkowania, ale dobra o jedzeniu będzie za chwilę.





Autorki nie znałam i nadal nie znam, chociaż podobno śledzą ją miliony. Nieźle, że trenuje i pomaga innym, a i ten przewodnik wydaje mi się wcale niegłupim pomysłem. Na początek dostajemy kilka informacji o tym jak powinna wyglądać zrównoważony dieta, są informacje o mikro i makroelementach, alergiach i nietolerancjach pokarmowych, a także wskazówki dotyczące przygotowywania posiłków. Jest pięknie, kolorowo i pachnąco (porządny śliski papier suto okraszony farbą drukarską, to to co chomiki lubią najbardziej :D), ale jest też banalnie. Ameryki ani Australii (tam mieszka autorka) nie odkryjemy, ale co nacieszymy oko i nos, to nasze.



Dalej jest już lepiej, bo dostajemy praktycznie gotowy plan diety na 28 dni z mnóstwem wariantów posiłków do wyboru. Oczywiście nie radziłabym go brać dosłownie - wszak dieta zawsze powinna być ułożona indywidualnie pod każdą osobę, ale jako źródło inspiracji jak najbardziej. 





I w końcu są i one - przepisy <3 Znajdziemy ich naprawdę sporo i to okraszonych bajecznymi ilustracjami, które nie ukrywam podbiły moje serce. Jednak miałam nosa i okładka mnie nie oszukała. Mamy tu wszystko: śniadania, lunche, podwieczorki, kolacje oraz desery. Nie powiem, bo niektóre z przepisów są dość wymagające i mogą zniechęcić przeciętnego Kowalskiego, gdy przeczyta, że do przygotowania ciasta wiśniowego potrzebuje daktyle, pastę z nasion wanilii i surowe ziarna kakaowca, ale od czego ma się wyobraźnię. Poza tym znalazłam tu naprawdę sporo ciekawych potraw jak np. curry z pikantnym kalafiorem i ciecierzycą albo enchiladas z batatem, czarną rzepą i guacamole.

To się rozpisałam! Nic jednak nie poradzę na to, że ze mnie taki mały chomik łakomczuch i kosztuje mnie dużo wysiłku, by nie w prawdziwym życiu nie nabierać chomiczych kształtów, a i o jedzeniu też sporo mogę rozprawiać. Om nom nom^^

A zapomniałabym o ćwiczeniach! Autorka też o nich wspomina i na końcu znajdziemy ich krótki spis wraz z opisem wykonania, a do książki został również dołączony ilustrujący je plakat. 

Co do książki - nie polecam, nie odradzam, bo przecież każdy z Was sam dobrze wie, czy przedkłada papier ponad internet, czy nie. Miłej soboty! ;)


Książka przywędrowała do mnie od...





Komentarze